Poprzez las słynny z dziwnych różności,
Szło dziewczę. Wołali ją Łatka.
Z rodziny słynnej z pobożności
Pochodziła. Jej rodzice, głównie Matka,
Przestrzegali ją przed złem, grzeszną być
Jej zakazali. Dziewczyna rozumiała.
Idąc, myślała, że dobrze będzie żyć.
"Rację mają" Tę myśl w głowie miała.
Nagle w pobliżu, wołanie słyszy.
Podeszła, spojrzała: zając o pomoc
błaga. Ucieka przed lisem, już dyszy.
Łatka spogląda, łez wielkich roni moc,
Potem z pogardą się odwraca,
Szepcząc: "Wstydzić się Lis powinien,
Bo zło czyni" po czym na drogę swą powraca.
Chwilek kilka szła, nie czując się winien,
Gdy mały ptak na ziemi leżący,
Płacze głośno: "Dziewczynko, daj okruszka,
Daj ziarenka, Jestem konający.
Proszę, bo wyzionę zaraz duszka.
Tydzień nic nie miałem w dziobie."
Dziewczę klęka, łzę ma w oku,
I się pyta: "Któż to zrobił tobie?"
Ptaszek, ledwo szepcząc: "sokół..."
Łatka nagle z opuszczoną główką
Wstała ze złością, zęby zaciska,
A ciszę zastąpiła swą wymówką:
"Sokół źle uczynił, krew pryska
Z twego skrzydła, bo on cie zranił strasznie,
Prawda? Grzech to wielki, przenajwiększy.
Ptaszku biedny..." odwróciła się i poszła, nie
Pomogła. Idąc przed siebie większy
Kawałek, gdzie kończyła się wędrówka,
Słyszy z oddali pewne odgłosy.
Ktoś krzyczy i płacze, że krówka
Uciekła, wystraszyły ją straszne głosy.
Łatka przechodzi, choć się przejmuje,
Smuci, że wszystkim zło w sercu gości.
Gdy ta myśl głowę jej ujmuje,
Gdy na wszystkich się złości,
Poślizgnęła się, i do dołu spadając,
Zawstydziła się samej siebie.
Poczuła się jak goniony zając,
Który pewnie już jest w niebie,
Gdyż goniony przez złego,
Od dobrego pomocy nie otrzymał.
Poczuła rozpacz, jaką ptaszka małego,
ogarnęła, że z głodu już nie wytrzymał.
Boleć go musiała na skrzydle rana,
A Łatka pomyślała, nie pomogła.
Poczuła na sobie nieszczęście pana,
Któremu krowa uciekła. Bo przecież mogła
Pomóc, gdyby chciała. Pewnie szuka
Rozpaczliwie jej nadal. Twarz jej, rękę
Łzy zalały, bo zrozumiała. Sztuka
To zła nie czynić i pomóc mękę
znieść
temu,
kto
jej
zaznał...